Przejdź do treści

Piwo, Holmes i tajemnice Londynu

Żaden szczegół dzisiejszego wystroju pubu The Salisbury miał nie zdradzać tutejszych bijatyckich wieczorów sprzed 150 lat. Zadbał o to Markiz Salisbury, jego pierwotny właściel. Gdy tylko przejął pub po koniec XIX wieku, zburzył bokserski ring i na jego miejscu postawił bogato zdobiony, wiktoriański bar. Na zewnątrz wywiesił szyld ze swoim portretem i herbem, a na drzwiach informację: „To jest porządny pub i od 1892 r. nie prowadzi wieczorów sportowych”  Kartka z tym ostrzeżeniem wisi przy wejściu do pubu do dziś. W środku, jak co wieczór, panuje miły tłok. Dookoła sali przy okrągłych stolikach stali bywalcy podgryzają zwinięte w gazetę frytki i rybę w panierce z portera. Rozwieszone pod sufitem brytyjskie flagi mają dodać powagi miejscu, ale barmani nic sobie z tego nie robią. Podkręcają głośniki z listą przebojów tak, że zamówienie na kolejny kufel piwa trzeba im wykrzykiwać wprost do ucha.

I choć w przewodnikach po Londynie reklamowany jest jako świetne miejsce na lekki aperitif przed wieczornym spektaklem w niedalekiej operze, to Peter Haydon, Brytyjczyk badający historię pubów nie ma wątpliwości co do jego mrocznej przeszłości. – Pub nazywał się Ben Caunt’s Head – Głowa Bena Caunta, na cześć najemcy, który rozsławił się jako pięściarz o pseudonimie Olbrzym z Nottinghamshire. Cały Londyn żył wtedy krwawymi walkami bokserskimi, a the Salisbury był znany jako jeden z tych pubów, w których odbywały się sparingi.

Przez szkiełko detektywa

Peter Haydon jest współczesnym Sherlockiem Holmsem tropiącym piwne szlaki Londynu. Kilkanaście lat temu zainteresował się archaicznymi metodami produkcji chmielowego trunku. Pracując nad odtworzeniem oryginalnych XVIII – wiecznych receptur, metodycznie wertował stare księgi pubów i skrupulatnie wczytywał się w zapiski handlowe lokali w Londynie. Kiedy w bibliotekach przekopywał się przez lokalne wiadomości z wydań ówczesnych dzienników, niejednokrotnie trafiał na ciekawe historie o pubach. Zatuszowana przeszłość speluny bokserskiej przy Covern Garden była jednak dla niego totalnym zaskoczeniem! Tak, pochłonęły go tajemnice związane z londyńskimi pubami, że zdecydował się zagłębić się w zagmatwane historie ponad setki z nich. Zdobyte informacje posłużyły mu do napisania przewodnika po najciekawszych i nietypowych pubach w Londynie.

Zdjęcie: Marcin Jamkowski, www.adventurepictures.eu

Dumą napawa go to, co znalazł o starej mesie oficerów służących pod Wellingtonem. Zaliczany się w poczet wybitnych mężów stanu XIX w., książe Wellington był premierem i marszałkiem prowadzącym wojska brytyjskie pod Waterloo. Jego oficerowie wieczorami oddawali się karcianym uciechom niedaleko królewskich pałaców w pubie The Grenadier. Aż do czasu, gdy okazało się, że jeden z nich oszukuje. Nieszczęśnik nie wybronił się od zarzutów i zginął w bójce z żądnymi zemsty towarzyszami. Od tej pory pub nawiedza jego duch. Haydon, sceptyczny przy kolejnej historii z duchami w tle – Przeciętnie tak często można spotkać ducha w pubie, jak usłyszeć cockney na londyńskiej na ulicy – tym razem przytakuje barmanowi serwującemu gościom krwawą mary. Od czasów morderstwa, co roku we wrześniu, w pubowych księgach pojawiają się zapiski o ukazującym się tu duchu.

Wbrew temu co się o Anglikach mówi, nie tradycja rządzi u nich współczesnością, a współczesność tradycją. Gdy Haydon zachwycony odkrył, że The Warringotn, kiedyś wytworny pub z luksusowym burdelem na zapleczu był własnością kościoła anglikańskiego(!), ekscentryczny angielski szef kuchni Gordon Ramsey wykorzystał marketingowo historię pubu i otworzył w nim nie mniej pikantną restaurację tajską. 

Ze szczegółami opisał też pochodzenie wdzięcznej nazwy Dirty Dick’s, czyli u brudnego Dicka. Zakochany kupiec Nathaniel (Dick) Bentley, właściciel trzypiętrowego dziś lokalu, miał prześliczną narzeczoną, która ku jego najgłębszej rozpaczy zmarła w dniu ślubu. On sam manifestował od tego dnia swe niegasnące do niej uczucie w niecodzienny sposób – przestał się myć. Jeszcze kilka lat pod sufitem straszyły wypchane zdechłe koty. Dziś zapach jest już nienaganny.

Wbrew temu co się o Anglikach mówi, nie tradycja rządzi u nich współczesnością, a współczesność tradycją. Gdy Haydon zachwycony odkrył, że The Warringotn, kiedyś wytworny pub z luksusowym burdelem na zapleczu był własnością kościoła anglikańskiego(!), ekscentryczny angielski szef kuchni Gordon Ramsey wykorzystał marketingowo historię pubu i otworzył w nim nie mniej pikantną restaurację tajską. Zaskoczyła go też wizyta w najstarszym pubie w Londynie – The White Hart. Pub z nowoczesnym barem w neonowych kolorach konkuruje z modnymi nocnymi klubami w okolicy.

Zadowoleni z odkryć tajemnic Londynu, w wiktoriańskim pubie, czy nie, należy rozsmakować się w dawnej Anglii piwnym black velvet, czyli koktajlu zwanym czarnym aksamitem. Przyrządzany jest na cześć księcia Alberta, męża Wiktorii. Jego aksamitny posmak tworzy wytrawny szampan, a czarnej barwy nadaje mu ciemny stout

Zapisane w szyldzie

Choć jak mówi kocha setki londyńskich pubów, jeden wyjątkowo podbił detektywistyczne serce tego poszukiwacza pubowych sekretów. Określa go w swoim przewodniku jako „najlepsze, najpełniejsze, najwierniejsze oryginałowi, najlepiej zachowane, z najbardziej autentycznym wystrojem z czasów epoki wiktoriańskiej”. Koło pubu można przejść obojętnie. Na zewnątrz nie zwraca na siebie szczególnej uwagi, ale już po przekroczeniu progu rzeczywiście urzeka ilością detali wyrzeźbionych w drewnie, kryształowych lustrach i szybach, witrażach i posadzkach. Do Princess Louise wchodzi się jak do dawnego klubu angielskich dżentelmenów. Wewnątrz pub jest otoczony wąskim, zamkniętym korytarzem którym wchodzi się do poszczególnych jakby loż teatralnych odgrodzonych szklanymi przydymionymi przepierzeniami, z kilkuosobowymi malutkimi stolikami bezpośrednio przy barze. Tak połączonymi ze sobą, że barman może nalewać piwa gościom dookoła baru, ale oni się nie nawzajem nie widzą. Podobnie, jak dawnej panowie dbający o dyskrecję. -Popatrz na szyld pubu – podpowiada Haydon – nic tak nie mówi o miejscu jak jego witryna. Peter poleca odkrywane pubów na własną rękę. Szczególne tych zbudowanych w czasach wiktoriańskich. Puby starsze niż XIX – wieczne, choć również ciekawe, nie są tak pięknie wykończone.

Chętnym podpowiada detektywistyczną wskazówkę. Dobrze jest poznać kilka popularnych szyldów i w ten sposób pomijać te, które nie zostały zbudowane w „belle epoque”. To te z czerwonym lwem na białym tle lub z figurą czerwonego lwa. Nawiązują do symbolu Szkocji. Puby opatrzone lwem będą dużo starsze niż te budowane w XIX w. Choć zdarzają się puby z lwem przebudowane na styl wiktoriański. Jak The Red Lion niedaleko parlamentu. Podobnie złoty dzwon w szyldzie pubu, któremu przypisywano magiczną moc i ochronę przez złem. Najbardziej znany pub z dzwonem, The Old Bell, dawał schronienie robotnikom odbudowującym Londyn po Wielkim Pożarze w 1666 r. Na szyldach starych pubów można też często spotkać statki – pamiątki po portowych tawernach i koguty – przyciągały na piwo miłośników pubowej atrakcji – walk kogutów, które wtedy nie były tak popularne.

Na pewno nie wolno przeoczyć szyldów, które odnoszą się wprost do rodziny królewskiej. Wyjątkowo wtedy uwielbiana królowa Wiktoria znalazła swoje miejsce na szyldzie pubu o wszystko mówiącej nazwie The Victoria. Przy wejściu, z ponad drzwi, królowa już w dojrzałym wieku i imperialnej purpurze, statecznie spogląda na zaglądających tu piwoszy. A w środku obok mahoniowego baru i kominka rozwieszone są portrety rodziny królewskiej. Zadowoleni z odkryć tajemnic Londynu, w wiktoriańskim pubie, czy nie, należy rozsmakować się w dawnej Anglii piwnym black velvet, czyli koktajlu zwanym czarnym aksamitem. Przyrządzany jest na cześć księcia Alberta, męża Wiktorii. Jego aksamitny posmak tworzy wytrawny szampan, a czarnej barwy nadaje mu ciemny stout.

Magazyn Voyage, styczeń 2012, www.voyage.pl